Stefan Batory król elekcyjny








Po Walezym objął tron polski człowiek stanowiący pod wieloma względami jego przeciwieństwo. Tamten był zniewieściałym młodzieńcem, ten mężczyzną po czterdziestce, znanym ze swych sukcesów na polach bitew. Henryka wprowadziła na tron magnateria, nie tylko zresztą katolicka, Batorego wyniosły głosy szlachty. Ona to 15 grudnia 1575 roku okrzyknęła królem Annę Jagiellonkę, „przydając jej za małżonka" siedmiogrodzkiego księcia. W Walezym widziano współautora „nocy św. Bartłomieja", za Stefanem ożywioną agitację prowadzili arianie. Do grona zwalczanych przez wszystkie Kościoły panujące  należeli bowiem zarówno jego agenci polityczni w Polsce, Hieronim Filipowski i Jerzy Blandrata, jak i popierający go gorliwie marszałek izby poselskiej, Mikołaj Sienicki. 
  Na początku panowania niemal wszystko zapowiadało idyllę; szczególny entuzjazm szlachty wywoływało nie tylko rycerskie usposobienie nowego władcy, ale i to, iż tak często wykazywał je właśnie w walce z powszechnie przez nią nie cierpianymi Habsburgami, którzy go zresztą przez trzy lata więzili w Wiedniu.

            W czasie swoich krótkich rządów w Siedmiogrodzie, gdzie panował od maja 1571 roku, Batory musiał toczyć ciężkie walki z popieranym przez nich Kasprem Bekieszem. Dopiero niedługo przed objęciem polskiego tronu udało mu się rozbić Bekiesza w krwawej bitwie pod Sanpaul.
            O mało co również i w nowej ojczyźnie nie musiał prowadzić wojny o koronę z cesarzem Maksymilianem, którego na trzy dni przed elekcją Batorego prymas Jakub Uchański, przy poparciu magnaterii, zwłaszcza litewskiej, ogłosił królem polskim. Na szczęście dla Rzeczypospolitej rychła śmierć Maksymiliana zażegnała groźbę wojny domowej.
            Elekcja Habsburga oznaczała w pojęciu szlachty nieuchronny konflikt z Turcją, którego chciano za wszelką cenę uniknąć. Szczególnie mieszkańcy Rusi Czerwonej (na czele ze swoim przywódcą politycznym, starostą bełskim, Janem Zamoyskim)
           Powszechnie natomiast wiedziano, iż Batory nie tylko był lennikiem Wysokiej Porty, ale i umiał utrzymywać dobre stosunki z sułtanem. Nie chciano zaś przyjąć do wiadomości faktu, nigdy w gruncie rzeczy nie pogodził się z podziałem jego ojczyzny na podległe Habsburgom królestwo węgierskie, ziemie okupowane przez Turcję i uzależniony od niej Siedmiogród. Za swego głównego wroga uważał Batory ciągle i stale Wysoką Portę; stąd też brała się jego energia wykazana w walce z Moskwą. „Wszak, mając już jeden tron na Wawelu, drugi na Kremlu, wyparłby łatwo Turków znad Cisy i przywdział jeszcze trzecią koronę - św. Stefana!"
           Jeśli więc znaczną część jego panowania wypełnił zbrojny konflikt na wschodzie, stało się to z jednej strony dlatego, że król uważał, iż droga do zjednoczenia Węgier wiedzie przez Moskwę; z drugiej zaś, starcie militarne Rzeczypospolitej z państwem Iwana IV Groźnego było nieuniknione, skoro car dążył do zaboru Inflant oraz odzyskania ziem Rusi prawosławnej a podbitych przez Litwinów.
           Trudno jednak nie wspomnieć, że walce o Płock, Psków czy Wielkie Łuki król Polski podporządkował jej żywotne interesy na północy. Wykazała to dowodnie przede wszystkim sprawa Gdańska, który najdłużej z miast pruskich trzymał się stronnictwa „cezarianów" (zwolenników cesarza Maksymiliana), aby pod tym pozorem nie dopuścić do ograniczenia swej autonomii. Zbuntowane miasto wezwało na pomoc flotę duńską, która uniemożliwiła jego blokadę od strony morza; siły lądowe wzmocniła zaś zaciężna piechota szkocka. Starcie zakończyłoby się jednak sukcesem militarnym Batorego, gdyby nie to, iż szykując się do wojny na wschodzie poszedł na daleko idący kompromis
           Polska zrezygnowała ze ścisłego podporządkowania sobie „Chłańska" (jak wówczas nazywali satyrycy nasz największy port nad Bałtykiem), Stefan Batory zyskiwał natomiast 200 tys. złotych polskich kontrybucji, które miały posłużyć na walkę z Moskwą. Dokładnie drugie tyle wpłynęło do kasy królewskiej tytułem zapłaty za zgodę na przyznanie Hohenzollernom brandenburskim opieki nad umysłowo chorym Albrechtem Fryderykiem pruskim. Ten niebezpieczny w skutkach układ wiązał z jednej strony Prusy Książęce z Brandenburgią, z drugiej zaś stanowił pierwszy krok na drodze do odpadnięcia pruskiego lenna od Polski. Jak wiemy choćby z obrazu Matejki, który wisi dziś w Muzeum Narodowym w Warsza­wie („Batory pod Pskowem"), sumy pruskie oraz wysiłek militarny społeczeństwa szlacheckiego umożliwiły przeprowadzenie zwycięskiej kampanii na wschodzie. Król pokierował nią w sposób świadczący o jego talentach wojskowych, armia była dobrze przygotowana zarówno do akcji w polu (silne oddziały jazdy), jak i do działań oblężniczych).
           Stefan Batory dał się też poznać w roli utalentowanego stratega, skoro zamiast wkroczyć bezpośrednio do Inflant, uderzył na graniczące z nimi ziemie wielkoruskie, przez co i Inflanty odciął stopniowo od Moskwy, i samą ofensywę uczynił o wiele skuteczniejszą. Nie zapomniał także i o propagandzie wojennej; służyły jej najświetniejsze pióra, z Janem Kochanowskim (Orfeusz Sarmacki) na czele. W czasie wypraw przeciw Gdańskowi i Moskwie towarzyszyła Batoremu drukarnia obozowa, zwana potocznie latającą, która wypuszczała komunikaty o kolejnych zwycięstwach. Doceniał więc król Stefan znaczenie szybkiej informacji.
            Nic więc dziwnego, że w tak nowoczesny sposób prowadzona kampania zakończyła się zwycięskim dla Rzeczypospolitej rozejmem w Jamie Zapolskim (styczeń 1582), przyznającym jej Inflanty oraz ziemię połocką. Król polski mógł się czuć w pełni usatysfakcjonowany takim wynikiem paroletnich zmagań, zwłaszcza że i społeczeństwo szlacheckie nie widziało potrzeby prowadzenia dalszych walk na wschodzie. Batory czuł się jednak nadal również i księciem Siedmiogrodu (nie zrezygnował zresztą ani z tytułu, ani też z władzy, sprawowanej tam za pośrednictwem brata, Krzysztofa Batorego). Stąd rozejm zawarty na okres dziesięciu lat gotów był naruszyć nawet przed ustalonym terminem, byleby tylko szybciej, po podporządkowaniu Rosji, móc uderzyć na Turcję. Szukał przeciwko niej sojuszników zarówno w Rzymie, jak i w Hiszpanii; aby pozyskać sobie Filipa II, starał się ograniczyć dostawę zboża do zbuntowanych Niderlandów, a  tamtejsze stany pouczał o obowiązku posłuszeństwa wobec władcy. Nie darmo więc mieszkańcy walczącego z Batorym Gdańska wznosili okrzyki na cześć Gezów.
           W Rzeczypospolitej nie sposób było prowadzić wojny bez poparcia, a przynajmniej zgody, ze strony szlachty. Stąd też brały się posunięcia w polityce wewnętrznej króla, które  „były dodatkiem do projektów polityki zagranicznej monarchy i jego otoczenia, środkiem, a nie celem działalności". Skoro pieniędzy gdańsko-pruskich okazało się za mało na prowadzenie aktywnej militarnie polityki na wschodzie, król musiał sięgnąć do poborów nakładanych na szlachtę. I ta - jednak nie uchwaliła ich za darmo; ceną, i to dość wygórowaną, było powołanie (1578) trybunału koronnego dla szlachy, który przejmą później Litwa, Prusy Królewskie i Ukraina. Przyniosło to znaczne uszczuplenie władzy królewskiej, podobnie zresztą jak stałe odwoływanie się Batorego od sejmów do sejmików osłabiało pozycję centralnych instytucji państwa.
           Zapoczątkowana przez egzekucjonistów za Zygmunta Augusta reforma wewnętrzna Rzeczypospolitej nie była więc kontynuowana, ponieważ król nie miał ani chęci, ani też czasu na bliższe zajęcie się tą kwestią. Również i Jan Zamoyski, druga po Stefanie Batorym osoba, niewiele w tym zakresie zdziałał.  podczas gdy niektórzy współcześni nam badacze zarzucają Zamoyskiemu, iż był przede wszystkim pochłonięty robieniem kariery oraz powiększaniem majątku (zacząwszy od paru wsi umierał jako właściciel dóbr obejmujących obszar 6400 km.kw., nie licząc trzymanych w dzierżawie królewszczyzn). Sądy takie wydają się jednak mocno przesadne, zważywszy choćby na zasługi kulturalne twórcy ordynacji zamojskiej czy stanowczą postawę, jaką umiał zachować w walce z narastającą anarchią. Jego współpraca z królem przebiegała harmonijnie, a trudno powiedzieć, aby Zamoyski w niej dominował. Batory nie należał zresztą do ludzi, którzy daliby sobą rządzić.
           Zarówno króla, jak i jego przyjaciela obrzucano też błotem za doprowadzenie do ujęcia i kaźni Samuela Zborowskiego. Ścięcie dumnego banity na dziedzińcu wawelskim (maj 1584) wywołało istną burzę protestów na sejmikach i sejmie. Brat straconego Krzysztof nazywał monarchę „psem węgierskim", wiele też pisano o zajadłości Batorych na krew ludzką, wywodząc to z trzech smoczych zębów znajdujących się w ich herbie. I choć na sądzie sejmowym przedstawiono niezbite dowody zdrady stanu i ze strony obu Zborowskich (Krzysztofa i Samuela), to jednak przekonanie o okrucieństwie t króla utrwaliło się w świadomości szlachty
      Posada „dożywotniego prezydenta Rzeczypospolitej" nie należała bez wątpienia do najwdzięczniejszych. W trakcie debat nad sprawą Zborowskich nawet przywykły do burzliwych sesji sejmu siedmiogrodzkiego Batory chwytał czasem za kord, gdy mu Mikołaj Kazimirski groził zerwaniem obrad. Na nazwanie go nebulo dumny trybun szlachecki odparł, że nie jest hultajem cny nicponiem, ale obrońcą wolności oraz pogromcą tyrana. Daremnie też Batory przypominał Jakubowi Niemojewskiemu, iż jest królem nie malowanym, lecz rzeczywistym. Wszystkie te krótkie spięcia odbywały się po łacinie, ponieważ monarcha nigdy nie nauczył się języka swoich poddanych tak dobrze, aby móc w nim zabrać głos publicznie. Kiedy więc jednemu z dostojników duchownych wypomniał, że nie zna łaciny, chociaż jest biskupem, ten od razu zareplikował, iż jeszcze dziwniejszy jest król Polski nie mówiący po polsku.
           Zborowscy, jak również Niemojewski, byli kalwinami; jeden z najgłośniejszych i najbardziej dokuczliwych krzykaczy sejmowych, wspominany już przez nas Kazimirski, należał do zboru ariańskiego. Ludzi tych w szeregi antybatoriańskiej opozycji popchnęła przede wszystkim chęć obrony zagrożonych jakoby przez króla przywilejów szlacheckich. Polityka wyznaniowa Batorego, oparta na doświadczeniach siedmiogrodzkich, była bowiem nacechowana umiarkowaniem i dążeniem do zachowania tolerancji religijnej.
            Sejm w Torda już na pięć lat przed uchwaleniem konfederacji warszawskiej (w roku 1568) zezwolił na swobodne wyznawanie, obok katolicyzmu, trzech innych konfesji, a mianowicie kalwinizmu, luteranizmu i unitarianizmu, którego wyznawcy stanowili tamtejszy odpowiednik braci polskich zwanych arianami. Zarówno w Siedmiogrodzie, jak i w Rzeczypospolitej szlacheckiej stronnictwa polityczne były tworzone ponad głowami walczących ze sobą Kościołów, a nie na zasadzie przynależności wyznaniowej.
           Batory przybywał więc z kraju, w którym paryską rzeź hugenotów potępiano podobnie mocno jak i nad Wisłą. Co więcej, obiór swój, jak już wspominaliśmy, zawdzięczał agitacji prowadzonej głównie przez różnowierców. Stąd też po Polsce krążyły nawet pogłoski, że również i nowy król jest „heretykiem"; nic więc dziwnego, że kiedy tu wjeżdżał, wysłano kogoś ze specjalną misją, aby sprawdził, czy Stefan Batory bywa na mszy. Większość episkopatu, jak również jezuici oglądali się tu w dużym stopniu na Rzym, który uznał jego elekcję dopiero po śmierci Maksymiliana. Nuncjusz papieski, Wincenty Laureo, tak dalece zaś zaangażował się w popieranie Habsburgów, że skompromitowany musiał w roku 1576 na rozkaz Batorego opuścić Polskę.
           Niechętne mu stanowisko zajęli także jezuici; mimo to król w czasie swego dziesięcioletniego panowania okazywał zarówno temu zakonowi, jak całemu duchowieństwu znaczne (przede wszystkim materialne i moralne) poparcie w walce z reformacją. Świadczą o tym hojne dotacje na zakładanie kolegiów i kościołów, fundacja akademii jezuickiej w Wilnie (1579), polityka wyznaniowa na terenie Inflant, wyraźnie idąca na rękę kontrreformacji. U genezy tej polityki leżało przekonanie, że zwycięski katolicyzm może stać się siłą wzmacniającą zarówno samo państwo, jak i władzę rządzącego w nim monarchy.
           Równocześnie jednak w Wielkim Księstwie Litewskim, Prusach Królewskich czy Koronie Batory konsekwentnie przestrzegał postanowień konfederacji warszawskiej. Swemu tolerancyjnemu usposobieniu dawał też parokrotnie wyraz: w roku 1577 król ostro potępił ekscesy krakowskich studentów, którzy sprofanowali tamtejszy cmentarz protestancki. W dwa lata później Stefan Batory wydał rozporządzenie nakazujące stawianie przed sąd wszystkich winnych jakichkolwiek rozruchów w mieście; za napady na świątynie i domy różnowierców władca polecił karać śmiercią. Widząc w tumultach przejaw anarchizacji życia publicznego, z którą tak usilnie walczył na sejmach, dopro­wadził do tego, iż podczas jego rządów w stolicy państwa nie doszło po roku 1577 do żadnych rozruchów religijnych.
           Kiedy zaś w roku 1581 widownią ich stało się Wilno, a tamtejszy biskup, Jerzy Radziwiłł, gorliwy jak każdy konwertyta, dokonał uroczystego auto-da fe z książek protestanckich (bo o paleniu kacerzy nie mogło być w Polsce mowy), król w surowym mandacie ostro potępił nie tylko studentów biorących udział w rozruchach, ale i samego biskupa. 

Monarcha podkreślił, że nie ścierpi, aby wiarę szerzono „przemocą, ogniem i żelazem, zamiast nauczaniem i dobrymi przykładami". 

Stwierdził też, że zaprzysiągł przestrzegania konfederacji i pragnie tej przysięgi dotrzymać; daremnie więc Hieronim Powodowski doradzał mu, aby w stosunku do braci polskich nie cofnął się przed „rózgi źelaznej uźyciem". Kiedy w roku 1585 uwięziono i oddano pod sąd drukarza ariańskiego, Aleksego Rodeckiego, król polecił go zwolnić, oświadczając, iż nie będzie prześladowaniami rozszerzał wiary,

 „chociaż bym tego nie był poprzysiągł, sam rozum, ustawa Rzeczypospolitej i francuskie przykłady dostatecznie by mię tego nauczyły".
            
Na tolerancyjną postawę władcy będą się powoływać polscy protestanci przez cały XVII i XVIII wiek. Współcześni Batoremu kalwini i arianie uważali jednak, iż zdecydowanym popieraniem kontrreformacji źle spłaca dług wdzięczności, jaki u nich zaciągnął w trakcie zabiegów o tron polski. Będąc zaś przede wszystkim szlachtą, a dopiero w dalszej kolejności członkami tego czy innego Kościoła, podzielali też narastającą w społeczeństwie szlacheckim niechęć do „nie malowanego" króla. Nie umiał on nawiązać dialogu z izbą poselską, która, pozostając dość obojętną na sukcesy militarne swego władcy, podejrzewała go o dążenie do „despotyzmu" i chęć ograniczenia swobód szlacheckich. Zdaniem Jana Czubka, wybornego znawcy staropolskiej publicystyki politycznej, zgon Batorego „nie tylko nie obudził żalu po sobie, ale nawet wywołał u ogromnej większości ówczesnej szlachty coś w rodzaju ulgi". Istotnie, jeśli nawet pominiemy jako skrajnie tendencyjne gwałtowne napaści sprzedajnych paszkwilantów, do których należał między innymi Bartosz Paprocki, czy ataki ze strony rodziny Zborowskich (oraz ich przyjaciół), to przecież zarówno Bielski, jak nuncjusz Spannocchi, a nawet przychylny królowi Heidenstein, wszyscy oni poświadczają zgodnie niechęć ku niemu istniejącą.
           Podobnie jak przedtem, za czasów Bony i Henryka Walezego, tak i teraz głównym zarzutem było forytowanie przez władcę jego rodaków. Ci sami Węgrzy, nad których losem pod rządami Habsburgów szlachta tak ubolewała, widząc w nim groźne memento dla siebie, gospodarujący teraz u boku Batorego, obdarzeni przez niego zaufaniem, stanowiskami w wojsku i nadaniami, stawali się przedmiotem najzacieklejszych ataków. Spannocchi pisał, iż przybysze z Siedmiogrodu „tak dalece oburzyli na siebie umysły szlachty", iż ta za nic w świecie nie wybierze ponownie żadnego z Madziarów na tron. „Sądzą bowiem Polacy, że aczkolwiek wielkie mieli pożytki ze sprawiedliwych rządów Batorego, większych doznali szkód, znosząc wyuzdaną (jak wówczas mówili) swawolę wojska węgierskiego".
            
Sporo było bez wątpienia w tych wszystkich narzekaniach przesady. Najczęściej wypowiadali je ludzie mający z królem osobiste porachunki. „Jakie mordy, gwałty żon, ubogich dzieweczek, wyłupywanie sklepów, wydzieranie pospolitemu człowiekowi żywności na drogach i dóbr od nich się dzieje" 

taki oto obraz przemarszu piechoty węgierskiej roztaczał na sejmie Krzysztof Zborowski, któremu krzywda „pospolitego człowieka" najmniej oczywiście leżała na sercu. Współcześni historycy węgierscy twierdzą zresztą, że ich rodaków na dworze Batorego nie było tak znowu dużo. Przy ówczesnym systemie aprowizacji i zakwaterowania armii, każde wojsko dawało się cywilnej ludności mocno we znaki, choć oczywiście w apokaliptycznej wizji Zborowskiego jest sporo zrozumiałej skądinąd przesady. Szlachta nie mogła jednak darować królowi tego, co w lapidarnym skrócie ujął na sejmie 1585 roku Prokop Pękosławski, a mianowicie że

bierze chleb przed syny koronnemi, dawa go postronnym".
  
Nawet Heidenstein pisze, że podczas wyprawy moskiewskiej na tle podziału łupów „kłótnie między Polakami i Węgrami tak zawzięte urosły, że się z orężem na siebie porwali". Jak widać, łatwo jest żyć w zgodzie uwiecznionej w przysłowiu o „dwóch bratankach", kiedy każdy mieszka u siebie, a oba kraje dzielą wysokie góry...
           Bezpośrednia konfrontacja musi prowadzić do rozczarowań; przeżyła je również Anna Jagiellonka, która niewielką zdaje się miała ze Stefana Batorego jako z męża pociechę. Początkowo zresztą i to współżycie zapowiadało się na podobną idyllę jak stosunki króla z narodem szlacheckim, który go na tron powołał.  Annie Jagiellonce nie szło może tyle o rządzenie, co o zwyczajne kobiece szczęście. Cóż z tego, kiedy młodszy o dziesięć lat małżonek unikał wyraźnie swej leciwej oblubienicy. Gdy zaś próbowała odwiedzać go w jego komnacie, począł wymykać się na noc z sypialni. Dotknięta do żywego królowa dostała tak dużej gorączki, że musiano jej nawet krew puszczać
. Podobnych afrontów było wiele; Batory spędzał sporo czasu w rozjazdach nie zawsze zresztą dyktowanych potrzebami państwa. Jeśli nie na wojnie, to na polowaniu, słowem wszędzie, byle z dala od zaniedbywanej żony, której tłumaczył wykrętnie, iż nie stać go na kosztowny, dworski styl życia. Mogła w tym być zresztą świadoma ironia króla nie pozbawionego poczucia humoru. Posiadał je zapewne, skoro twierdził, iż prosię może zostać kanonikiem (która to godność duchowna była w Polsce zastrzeźona tylko dla szlachty), ponieważ wołają na nie „maluśki", a więc ma nazwisko kończące się na -ski.
           Batory potrafił też być wielkoduszny: ukarał wprawdzie surowo magnackich przywódców prohabsburskiego powstania w Siedmiogrodzie, ale Bekieszowi, który stanął na jego czele, przebaczył.Nie przeszkadzało królowi ariańskie wyznanie Bekiesza, uważanego zresztą przez współczesnych niemal za ateusza.
            Równocześnie zaś Batory chętnie rozmawiał ze Skargą, który towarzyszył mu w trakcie oblężenia Połocka. Prawdziwą pasją jego życia nie były bowiem sprawy wyznaniowe, lecz wojna, rozumiana jako sposób realizacji głównego celu, a mianowicie wyzwolenia Węgier spod tureckiej okupacji.
           Śmierć Batorego (12 grudnia 1586) zastała go w trakcie gorączkowego montowania ligi anty tureckiej oraz przygotowań do nowego pochodu na Moskwę. Zgon przyszedł tak nie­spodziewanie i nie w porę, iż rozeszły się nawet pogłoski o otruciu króla.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Plemiona germańskie w II w. oraz słowiańskie IV-VI w.

Polanie to nie Lechici